sobota, 16 stycznia 2016

1. Nowe życie.






Wiecie, jak to jest zostawić całe swoje dotychczasowe życie i wyjechać około 9 tysięcy kilometrów dalej? Jeżeli nie wiecie to powiem wam jedno: do dupy. Nie radzę nikomu popełnić takiego błędu. Tracicie wszystko: popularność, przyjaciół, ulubione sklepy, kawiarnie, restauracje. Otwieracie nowy rozdział w życiu bez swoich najbliższych. Nie jest to proste, a zwłaszcza jak masz siedemnaście lat i powoli zaczynało ci się układać z chłopakiem.
Mam na imię Coralina, pochodzę z Nowego Yorku i mam siedemnaście lat. Wraz z moją siostrą Caroline, która ma dwadzieścia pięć lat, wyprowadziłam się z naszego wiecznie żywego miasta do małej miejscowości zwanej Beacon Hills. Nie była to moja decyzja, tylko mojej jakże zdesperowanej siostry. Dostała propozycję pracy w miejscowym liceum. Liceum, do którego JA będę uczęszczać. Podsumowując: nie będzie to najlepszy czas w moim życiu.   

Po wielogodzinnej podróży samolotem, a następnie krótkiej drodze samochodem, dotarłyśmy do naszego małego domku w Beacon Hills. No dobra, przesadzam. Dom ten wcale nie był taki mały. Z tego, co wiem miał dwa pokoje na górze i jedną łazienkę, a na parterze była kuchnia połączona z salonem, łazienka i mały gabinet. Ogródek był jednym z większych, a na parking składał się z dwóch podjazdów i garaży. Przed jednym z nich stał mały, zgrabny, czerwony fiat. Oplątany był niebieską wstążką. Cóż za połączenie kolorów. Kiedy Caroline podjechała pod dom, szybko wyskoczyłam z pojazdu. Stanęłam obok czerwonego auta i przeciągnęłam się. Zawsze byłam osobą, która ubóstwia długie podróże, ale moje kości chyba nie miały tego samego zdania, co ja. No trudno.
Gdy przyglądałam się, jak Caroline wypakowuje z samochodu torby usłyszałam kroki dochodzące zza moich pleców. Odwróciłam się gwałtownie i ujrzałam chłopaka czekoladowych włosach, brązowych oczach i głupkowatym uśmiechu. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na przybysza pytająco.
- Kto ty? – spytałam, bez zbędnych ceregieli typu: ,,Hej, jak się masz?”. To nie było w moim stylu. Chłopak zatrzymał się pięć metrów ode mnie i przyjrzał mi się dokładniej.
- Stiles Stilinski. – odpowiedział i wyszczerzył się. Idiota. – Twój sąsiad. I wiesz, mogłabyś milej mnie przywitać.
- Och, doprawdy? – odparłam zirytowana i przybierając serdeczny uśmiech powiedziałam sarkastycznie. – Witaj, mój przyjacielu! Jak bardzo się cieszę, że cię spotkałam!
Chciałam dodać coś więcej, ale nagle moja siostra podeszła do mnie i przywitała się ze Stilesem, przy okazji gromiąc mnie wzrokiem. Z miną niewiniątka wzruszyłam ramionami i odwracając się na pięcie wzięłam torbę i ruszyłam do mojego nowego domu.

Mój pokój był ogromny. I wcale nie przesadzam. Pomieszczenie to było dwa razy większe od tego, w którym mieszkałam w Nowym Yorku. Ściany były niebieskie, a na jednej z nich wisiał ogromny telewizor. Wow… Łóżko to było marzenie. Baldachim, ciemnoniebieska kapa i błękitna pościel. Po prawej stronie łóżka, na ścianie wisiało ogromne lustro. Skąd Cara wzięła pieniądze na ten cudowny dom? Odłożyłam torbę na łóżko i ruszyłam do łazienki. Zgodnie z opowiadaniami mojej siostry były tu duża wanna, dwie umywalki i prysznic. Na bogato. Gdy ponownie szłam w kierunku swojego pokoju, usłyszałam znajomy głos z kuchni. Czym prędzej zbiegłam po mahoniowych schodach i z impentem wpadłam do pomieszczenia, z którego rozlegał się głos. Stał tam. On. Wysoki, umięśniony, brązowo włosy mężczyzna.
- Derek! -  wykrzyknęłam i podbiegłam do niego. Chwilę przyjrzałam się jego twarzy, po czym przytuliłam go gwałtownie. Derek był narzeczonym Caroline. To on załatwił jej tu pracę i wykupił nasz dom. To przez niego zostałam tu ściągnięta. Nie, żebym miała mu to za złe. Ale to jego wina. – Jesteś.
- A czemu miałoby mnie nie być? – spytał, a ja już stojąc naprzeciwko niego, rzuciłam mu zabójcze spojrzenie. – Oh, chyba rozumiem.
- To gratuluje! – powiedziałam i usiadłam na blacie. Nagle mój wzrok przyciągnęła postać tego chudzielca sprzed domu. Posłałam mu ironiczne spojrzenie. – Myślałeś, że będę ci dziękować za pozbawienie mnie dotychczasowego życia, idealnego związku i jedynych w świecie przyjaciół? Jeżeli tak to się myliłeś. Teraz będziesz skazany na wieczne potępienie!
Te słowa miały zmrozić mu krew w żyłach, lecz on jedynie parsknął śmiechem. Idiota. Kiedy prowadziłam niemą walkę ze Stilińskim do pokoju weszła Caroline i delikatnie pocałowała Dereka. Fuj. Gdy skończyli się miziać spojrzeli na mnie znacząco. Aha, o co chodzi? Nastała krępująca cisza. Chcąc ją przerwać chrząknęłam i zeskoczyłam z blatu.
- Siostro – zaczęłam i spojrzałam na nią spod przymrużonych powiek. – Powiedz mi, czy wygrałaś w totka? – gdy ujrzałam jej pytające spojrzenie zaśmiałam się ironicznie. – Niby skąd wziął się ten Fiat? I mój pokój? To musiało kosztować fortunę!
Cara zaśmiała się i podeszła do mnie. Z tylnej kieszeni jeansów wyjęła kluczyki i włożyła mi je do kieszeni dresowej bluzy.
- Samochód jest dla ciebie, bo do szkoły nie masz najbliżej. Wszystko sfinansował Derek. Chciał wynagrodzić ci utratę życia z jego powodu.
Taksowałam mężczyznę wzrokiem. Zawsze go lubiłam. Od kiedy Caroline go poznała stała się szczęśliwa. Gdy pięć lat temu umarli nasi rodzice, siostra się załamała. Lecz nadal studiowała, aby później móc zapewnić mi lepszy start w życiu. Byłam jej bardzo wdzięczna. Poświęciła swoje młode życie dla mnie. Mimo, że udawała szczęśliwą widać było, że po nocach płacze i usycha z bezsilności. Dwa lata temu poznała Dereka i diametralnie się zmieniła. W jej życiu pojawiła się nowa energia. Szczęście. I chociaż wiedziałam, że dobrze wychowana nastolatka podziękowałaby mężczyźnie. Lecz mnie wychowywała praktycznie nastolatka. Nie należałam do dobrze wychowanych dziewczynek. Podeszłam do Dereka i zadzierając głowę do góry, uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- I tak mam ci to za złe! – powiedziałam i poklepałam go po ramieniu. – Ale może kiedyś się odkujesz.
I odchodzą puściłam mu oczko. Mijając Stilesa widziałam jego niedowierzającą minę. No cóż. Taka jestem. Niech Beacon Hills powita najbardziej sarkastyczną dziewczynę w historii. Zabawę czas zacząć!

Mam na imię Coralina Black. I opowiem wam moją historię o miłości niedozwolonej, brutalnej, ale też dającej nadzieję na lepsze jutro. I pamiętajcie: wszystkie legendy, jakie kiedykolwiek usłyszeliście. Te o potworach opowiadane przy ognisku, i te o duchach wygłaszane w horrorach. To wszystko jest prawdą. Od dziś nic nie będzie nazywane niemożliwym. Witajcie w mieście pełnym niemożliwości.

1 komentarz: