Wiecie, jak to jest zostawić całe swoje dotychczasowe
życie i wyjechać około 9 tysięcy kilometrów dalej? Jeżeli nie wiecie to powiem
wam jedno: do dupy. Nie radzę nikomu popełnić takiego błędu. Tracicie wszystko:
popularność, przyjaciół, ulubione sklepy, kawiarnie, restauracje. Otwieracie
nowy rozdział w życiu bez swoich najbliższych. Nie jest to proste, a zwłaszcza
jak masz siedemnaście lat i powoli zaczynało ci się układać z chłopakiem.
Mam na imię Coralina, pochodzę z Nowego Yorku i mam
siedemnaście lat. Wraz z moją siostrą Caroline, która ma dwadzieścia pięć lat,
wyprowadziłam się z naszego wiecznie żywego miasta do małej miejscowości zwanej
Beacon Hills. Nie była to moja decyzja, tylko mojej jakże zdesperowanej
siostry. Dostała propozycję pracy w miejscowym liceum. Liceum, do którego JA
będę uczęszczać. Podsumowując: nie będzie to najlepszy czas w moim życiu.
Po wielogodzinnej podróży samolotem, a następnie
krótkiej drodze samochodem, dotarłyśmy do naszego małego domku w Beacon Hills.
No dobra, przesadzam. Dom ten wcale nie był taki mały. Z tego, co wiem miał dwa
pokoje na górze i jedną łazienkę, a na parterze była kuchnia połączona z
salonem, łazienka i mały gabinet. Ogródek był jednym z większych, a na parking
składał się z dwóch podjazdów i garaży. Przed jednym z nich stał mały, zgrabny,
czerwony fiat. Oplątany był niebieską wstążką. Cóż za połączenie kolorów. Kiedy
Caroline podjechała pod dom, szybko wyskoczyłam z pojazdu. Stanęłam obok
czerwonego auta i przeciągnęłam się. Zawsze byłam osobą, która ubóstwia długie
podróże, ale moje kości chyba nie miały tego samego zdania, co ja. No trudno.
Gdy przyglądałam się, jak Caroline wypakowuje z
samochodu torby usłyszałam kroki dochodzące zza moich pleców. Odwróciłam się
gwałtownie i ujrzałam chłopaka czekoladowych włosach, brązowych oczach i głupkowatym
uśmiechu. Założyłam ręce na piersi i spojrzałam na przybysza pytająco.
- Kto ty? – spytałam, bez zbędnych ceregieli typu:
,,Hej, jak się masz?”. To nie było w moim stylu. Chłopak zatrzymał się pięć metrów
ode mnie i przyjrzał mi się dokładniej.
- Stiles Stilinski. – odpowiedział i wyszczerzył się.
Idiota. – Twój sąsiad. I wiesz, mogłabyś milej mnie przywitać.
- Och, doprawdy? – odparłam zirytowana i przybierając
serdeczny uśmiech powiedziałam sarkastycznie. – Witaj, mój przyjacielu! Jak
bardzo się cieszę, że cię spotkałam!
Chciałam dodać coś więcej, ale nagle moja siostra
podeszła do mnie i przywitała się ze Stilesem, przy okazji gromiąc mnie
wzrokiem. Z miną niewiniątka wzruszyłam ramionami i odwracając się na pięcie wzięłam
torbę i ruszyłam do mojego nowego domu.
Mój pokój był ogromny. I wcale nie przesadzam.
Pomieszczenie to było dwa razy większe od tego, w którym mieszkałam w Nowym
Yorku. Ściany były niebieskie, a na jednej z nich wisiał ogromny telewizor. Wow…
Łóżko to było marzenie. Baldachim, ciemnoniebieska kapa i błękitna pościel. Po
prawej stronie łóżka, na ścianie wisiało ogromne lustro. Skąd Cara wzięła
pieniądze na ten cudowny dom? Odłożyłam torbę na łóżko i ruszyłam do łazienki.
Zgodnie z opowiadaniami mojej siostry były tu duża wanna, dwie umywalki i
prysznic. Na bogato. Gdy ponownie szłam w kierunku swojego pokoju, usłyszałam
znajomy głos z kuchni. Czym prędzej zbiegłam po mahoniowych schodach i z impentem
wpadłam do pomieszczenia, z którego rozlegał się głos. Stał tam. On. Wysoki, umięśniony,
brązowo włosy mężczyzna.
- Derek! - wykrzyknęłam
i podbiegłam do niego. Chwilę przyjrzałam się jego twarzy, po czym przytuliłam
go gwałtownie. Derek był narzeczonym Caroline. To on załatwił jej tu pracę i
wykupił nasz dom. To przez niego zostałam tu ściągnięta. Nie, żebym miała mu to
za złe. Ale to jego wina. – Jesteś.
- A czemu miałoby mnie nie być? – spytał, a ja już
stojąc naprzeciwko niego, rzuciłam mu zabójcze spojrzenie. – Oh, chyba
rozumiem.
- To gratuluje! – powiedziałam i usiadłam na blacie.
Nagle mój wzrok przyciągnęła postać tego chudzielca sprzed domu. Posłałam mu
ironiczne spojrzenie. – Myślałeś, że będę ci dziękować za pozbawienie mnie
dotychczasowego życia, idealnego związku i jedynych w świecie przyjaciół?
Jeżeli tak to się myliłeś. Teraz będziesz skazany na wieczne potępienie!
Te słowa miały zmrozić mu krew w żyłach, lecz on
jedynie parsknął śmiechem. Idiota. Kiedy prowadziłam niemą walkę ze Stilińskim
do pokoju weszła Caroline i delikatnie pocałowała Dereka. Fuj. Gdy skończyli
się miziać spojrzeli na mnie znacząco. Aha, o co chodzi? Nastała krępująca
cisza. Chcąc ją przerwać chrząknęłam i zeskoczyłam z blatu.
- Siostro – zaczęłam i spojrzałam na nią spod przymrużonych
powiek. – Powiedz mi, czy wygrałaś w totka? – gdy ujrzałam jej pytające
spojrzenie zaśmiałam się ironicznie. – Niby skąd wziął się ten Fiat? I mój
pokój? To musiało kosztować fortunę!
Cara zaśmiała się i podeszła do mnie. Z tylnej
kieszeni jeansów wyjęła kluczyki i włożyła mi je do kieszeni dresowej bluzy.
- Samochód jest dla ciebie, bo do szkoły nie masz
najbliżej. Wszystko sfinansował Derek. Chciał wynagrodzić ci utratę życia z
jego powodu.
Taksowałam mężczyznę wzrokiem. Zawsze go lubiłam. Od
kiedy Caroline go poznała stała się szczęśliwa. Gdy pięć lat temu umarli nasi
rodzice, siostra się załamała. Lecz nadal studiowała, aby później móc zapewnić
mi lepszy start w życiu. Byłam jej bardzo wdzięczna. Poświęciła swoje młode
życie dla mnie. Mimo, że udawała szczęśliwą widać było, że po nocach płacze i
usycha z bezsilności. Dwa lata temu poznała Dereka i diametralnie się zmieniła.
W jej życiu pojawiła się nowa energia. Szczęście. I chociaż wiedziałam, że
dobrze wychowana nastolatka podziękowałaby mężczyźnie. Lecz mnie wychowywała
praktycznie nastolatka. Nie należałam do dobrze wychowanych dziewczynek.
Podeszłam do Dereka i zadzierając głowę do góry, uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- I tak mam ci to za złe! – powiedziałam i poklepałam
go po ramieniu. – Ale może kiedyś się odkujesz.
I odchodzą puściłam mu oczko. Mijając Stilesa
widziałam jego niedowierzającą minę. No cóż. Taka jestem. Niech Beacon Hills
powita najbardziej sarkastyczną dziewczynę w historii. Zabawę czas zacząć!
Mam na imię Coralina Black. I opowiem wam moją
historię o miłości niedozwolonej, brutalnej, ale też dającej nadzieję na lepsze
jutro. I pamiętajcie: wszystkie legendy, jakie kiedykolwiek usłyszeliście. Te o
potworach opowiadane przy ognisku, i te o duchach wygłaszane w horrorach. To
wszystko jest prawdą. Od dziś nic nie będzie nazywane niemożliwym. Witajcie w
mieście pełnym niemożliwości.
No, no, no
OdpowiedzUsuńMega się zapowiada ^^